Ma dostarczyć prąd do 140 tysięcy domów w Kalifornii, jej budowa kosztowała 2,2 miliarda dolarów. Ivanpah Solar Electric Generating System (ISEGS) jest największą na świecie elektrownią, która powstała na pustyni Mojave w Stanach Zjednoczonych. To, co może osiągnąć, dla nas jest niewyobrażalne. Jednak na całym świecie coraz częściej będzie korzystać się z tego typu rozwiązań i wiele osób oraz firm dostrzega potencjał. Przykładem jest gigant Google, który postanowił dorzucić się do budowy kalifornijskiej elektrowni. Korporacja przeznaczyła na ten cel 168 milionów dolarów. Całość wyniosła aż 2,2 miliardy dolarów, ale nikt bezpodstawnie nie skusiłby się na taką inwestycję.
ISEGS to potężna elektrownia, którą podzielono na trzy obszary. Na terenie każdego umieszczono 300 tysięcy luster, nazywanych heliostatami. To właśnie nimi otoczona jest 137-metrowa wieża ze zbiornikiem wodnym na szczycie. Działanie elektrowni nie jest zbyt skomplikowane. Można je wytłumaczyć w prosty sposób – zbiornik na wieży ogrzewany jest dzięki promieniom słonecznym, odbijającym się od luster, dzięki temu wytwarza się para wodna, która napędza turbiny. Te z kolei produkują prąd elektryczny. Jak na razie uruchomiona jest tyko jedna wieża, ale w planach jest rozszerzenie działalności elektrowni, co ma doprowadzić do zasilenia nie tylko 140 tysięcy domów, ale całego miasta. Wiąże się to ze zmniejszeniem emisji węgla.
Jak można wywnioskować z powyższego przykładu, energia słoneczna to potężna siła, którą coraz częściej będzie się wykorzystywać na całym świecie, czy to montując panele fotowoltaiczne, czy tworząc tak duże elektrownie jak w Kalifornii. Wiadomo już, że w tym samym kierunku, co w Stanach Zjednoczonych, mają też podążać w takich państwach, jak: Hiszpania, Indie, Chiny czy Australia. ISEGS to obiekt, który ma wielką moc. Ciekawe, czy te, które powstaną w innych krajach, zdołają przebić ten w Kalifornii i uzyskają miano największych elektrowni słonecznych na świecie.